Artykuł od Julii Kroner
Kiedy zaczęłam pracować nad performancem, moim celem było stworzenie wspólnych przestrzeni. Próbowałam dowiedzieć się, czym właściwie jest wspólnota. W trakcie tego procesu natrafiłam na różnicę między społecznością a wspólnotą.
Według Byung-Chul Han wspólnota jest lokalnym miejscem spotkań. Rytuałem komunikacji. Społeczność natomiast jest przestrzenią cyfrową, a zatem zdecentralizowanym zgromadzeniem. Komunikacja staje się czystą informacją. „Wspólnota bez komunikacji ustępuje miejsca komunikacji bez wspólnoty” (Byung-Chul Han - Crisis of Narration, Matthes and Seitz Berlin, 2023).
Ponieważ jestem mocno osadzona w moim pokoleniu, odnajduję się przede wszystkim w społecznościach. Jednak poszukuję też wspólnot. Szukałam jej w projektach domowych, badaniach etnologicznych, szkołach, projektach dla dzieci, rodzinach.
Ale w ostatnich latach przestałam koncentrować się na tworzeniu przestrzeni wspólnotowych - zagubiłam się w teoretycznym myśleniu o tym, co może sprawić, że cały świat stanie się wspólnotą. Do tego doszła aktualna sytuacja polityczna i obecna kondycja sektora kultury. Duże występy nie były już możliwe, stałam się artystką pracującą solo, siedzącą cicho w swoim studiu, czytającą i zajmującą się produkcją. Zagubioną w społeczności. A praktyki wspólnotowe przeniosły się do sfery prywatnej.
I wtedy, w samym środku tego kryzysu, otrzymałam telefon od Malika Meyera.
"Hej, jest taki sklep w Stolcu, polskiej wiosce przy granicy Polsko - Niemieckiej. Sklep jest zamknięty od lat, ale chcę go na miesiąc ożywić!".
Po tym nastąpiła godzinna opowieść o ludziach, którzy planowali przyjść do sklepu. Każda osoba została wymieniona z osobna i szczegółowo opisano, co będzie robi. Aż do ostatniej osoby, czyli mnie, i pytania, czy ja też przyjdę.
I oczywiście pojechałam. Niestety nie mogłam być na cały miesiąc, więc przyjechałam na dwa tygodnie przed zakończeniem projektu.
Pomysł był prosty. Antykapitalistyczne miejsce dla sztuki. Wieś jest naszym gospodarzem. Artyści są gospodarzami sklepu. Kiedy ludzie przychodzą do sklepu, gospodarze oferują im kawę, herbatę i przekąski. Nie przyjmują za to pieniędzy. Alkohol jest zabroniony w przestrzeni, zarówno dla artystów, jak i dla gości. My też jesteśmy gośćmi. Powinniśmy więc zachowywać się jak goście. Ale jesteśmy też artystami i powinniśmy prowokować, jeśli czujemy taką potrzebę.
Zanim przyjechałam do Stolca, zastanawiałam się, jak to jest mieszkać w wiosce tak małej, że wszystkie skrzynki na listy znajdują się w jednym miejscu. Malik opowiedział mi o wszystkich ludziach, którzy wezmą udział w projekcie podczas naszej drugiej, długiej rozmowy telefonicznej - ale nie miałam pojęcia, czego się spodziewać.
Tak narodził się projekt „Market Groseria”, dosłownie sklep spożywczy. A grupa, która była na miejscu oraz goście - zdążyli zrobić już wiele, zanim przyjechałam. Nie chcę wchodzić w zbyt wiele szczegółów, ale były występy, wieczory impro, wystawy, warsztaty, wieczory tematyczne, taniec współczesny, muzyka, jam session, wyplatanie wianków, pokazy ognia, gry karciane i mnóstwo komunikacji. Ludzie z wioski i okolic przychodzili i spędzali tam czas każdego wieczoru.
Pierwszego wieczoru wpadłam na wieczór gier karcianych. Stałam się świadkiem sytuacji, w której Piotr ze Stolca zaczął oddawać coś artystom. Stworzył piosenkę o Markecie Groseria za pomocą AI. Piosenka była o tym, że w tym miejscu wszyscy się spotykają. I są szczęśliwi.
I wtedy w mojej głowie pojawiło się to pytanie. Natychmiast zdałam sobie sprawę, że znalazłam w sobie kolejny powód, by tworzyć sztukę. Ludziom w Stolcu podobały się różne rodzaje sztuki. Niektóre podobały im się bardziej, inne mniej. Tak jak ja lubię niektóre rzeczy, a niektórych nie. Ale stojąc obok siebie, jesteśmy gotowi patrzeć i przyjmować wszystkie formy. Wszyscy są otwarci, aby widzieć, słyszeć - ale także mówić i reagować.
Zdałam sobie sprawę z wielkiej miłości i akceptacji w tym opuszczonym pokoju. Miłość do ludzi, którzy byli gośćmi. I nadal są gośćmi pod ich nieobecność. A ja byłam nowicjuszem. Na początku czułam się trochę onieśmielona, ale też bardzo zaciekawiona. Zauważyłam to również u moich gospodarzy. Zaczęłam więc pracować nad performancem. Chciałam odzwierciedlić wioskę. Ale nie chciałam mówić im tego, co już sami wiedzą ani przywłaszczać sobie ich historii. Chciałam stworzyć coś złożonego, ale też coś zrozumiałego.
I wtedy pojawiło się pytanie - po co ja to wszystko robię?
Poczułam siebie w mojej sztuce. I nagle zrozumiałam, że to dar. Czasami, kiedy jesteś w swojej codzienności jako artysta - płacąc czynsz za studio i mieszkanie, zastanawiając się czy powinienem/powinnam zarabiać na mojej sztuce, czy nie, kto to właściwie kupuje, kto to widzi, kto tak naprawdę lubi to, co robię - łatwo jest stracić koncentrację. Zawsze kusiło mnie, by postrzegać sztukę jako coś wspólnego. Otwarte ramy dla wszystkich - prosty język, ale używając go do opisywania złożonych rzeczy. Ale w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zaczęłam wyjaśniać proste problemy skomplikowanym językiem. Nie ma w tym nic złego i jest to powszechna rzecz w sztuce, ale nigdy nie chciałam tego w mojej sztuce.
Market Groseria chciał być wszystkim naraz. Złożonym, zabawnym, prostym, działaniem testowym. I to się udało. Ponieważ zawsze oczy były otwarte na ludzi, którzy byli po prostu zainteresowani. Przypomniałam sobie, że artyści mają na sobie odpowiedzialność. A w tych czasach potrzebujemy tej odpowiedzialności bardziej niż kiedykolwiek. Musimy tworzyć komunikację oraz miejsca, w których możliwe jest bycie społecznością i sztuką. Ważne jest, aby wszystkie media współpracowały i łączyły się, abyśmy słuchali (!) i mówili. Market Groseria jest bardzo dobrym przykładem tego, jak można łączyć ludzi w szacunku. Myślę, że mówię w imieniu wszystkich, gdy mówię, że mam nadzieję, że takie projekty będą się pojawiać. Wszyscy wiemy, jak wyczerpujące może to być, ale jak już powiedziałam, musimy zdawać sobie sprawę z naszej odpowiedzialności. A potem dostajemy coś w zamian za to, co dajemy - wspólnotę.
Market Groseria stał się rytuałem bez przymusu. Wspólnota składa się więc z „bezsensownego” spotykania się ludzi. Jest nieformalna i odnosi się do samego aktu spotykania się. Wspólnie patrzymy na to, co tworzymy. Tworzymy dla siebie nawzajem. Nie przeciwko sobie. A wspólne patrzenie, cieszenie się i otrzymywanie, wspólne wzrastanie z myśli innych, czyni z tego historię. I tak Market Groseria stał się wspólną historią, którą musimy teraz opowiedzieć w miejscach bez komunikacji.
Zdjęcie 1: Kolja Kraft
Zdjęcie 2: Jules Rodgers